Gdańsk, dnia 17 października 2013 r.
Szanowny Panie Redaktorze,
Chciałbym stanowczo zaprotestować przeciwko niektórym stwierdzeniom zawartym w artykule Jolanty Gromadzkiej-Anzelewicz „Uśmiercony przez NFZ”, opublikowanym w Dzienniku Bałtyckim z 17 października. Kogóż to więc tym razem uśmiercił NFZ? Według autorki artykułu starszego pana, który w przychodni dowiedział się, że NFZ uznał go za… zmarłego. Pacjent znalazł się bowiem na liście osób nieżyjących, którą przekazuje placówkom medycznym NFZ w oparciu o dane z Centralnego Wykazu Ubezpieczonych, na który to wykaz składają się informacje dostarczane przez organy samorządowe, ZUS, KRUS i MSW. W jednej z tych instytucji popełniono zapewne błąd przy wprowadzaniu danych do CWU, co jest oczywiście naganne, ale
w czterdziestomilionowym kraju zdarzyć się czasem może. W takich sytuacjach, by nie narażać pacjentów na niepotrzebny stres, przychodnie obowiązują konkretne procedury. Pacjentowi, którego prawo do świadczeń z tytułu ubezpieczenia zostaje zakwestionowane przez system z przyczyn dla pacjenta niezrozumiałych należy zaproponować napisanie stosownego oświadczenia, na podstawie którego lecznica ma obowiązek go przyjąć. NFZ powinien z kolei zostać poinformowany o zdarzeniu celem wyjaśnienia zaistniałej sytuacji. Tymczasem w gdańskiej przychodni podczas wizyty lekarz odwrócił w kierunku starszego pana monitor obwieszczając, że uznany on został przez NFZ za zmarłego. Te informacje przekazał nam sam zainteresowany, a pomorski NFZ jest w posiadaniu stosownej notatki służbowej sporządzonej po wizycie pacjenta. Ocena wspomnianego powyżej postępowania lekarza, biorąc pod uwagę choćby jedynie zasady etyki zawodowej, wydaje się jednoznaczna.
Przedstawione zdarzenie zdaje się jednak stanowić jedynie pretekst do kolejnego ataku na system elektronicznej weryfikacji uprawnień świadczeniobiorców (eWUŚ). Powszechnie znane jest raczej dość negatywne stanowisko central związkowych skupiających lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej (na Pomorzu jest to przede wszystkim Pomorski Związek Pracodawców Ochrony Zdrowia), do tego systemu w kontekście proponowanych przez Centralę NFZ zmian w finansowaniu POZ od początku przyszłego roku. Zastosowanie, zresztą po raz pierwszy od 1999 roku, systemu weryfikacji uprawnień obywateli do świadczeń finansowanych przez NFZ ma za zadanie wyeliminowanie jedynie osób nieuprawnionych do tychże świadczeń. Są to w głównej mierze Polacy przebywający i pracujący za granicą, tam opłacający składkę i tam objęci opieką medyczną. To są tzw. „martwe dusze” w pojęciu NFZ. Nie chodzi tu ani o jednostkowe przypadki, jak wspomniany powyżej pechowy 89-latek, ani nawet o osoby, które „zapalają się” na czerwono w eWUŚ na skutek własnych niedopatrzeń. Te zdarzenia, wykryte dzięki eWUŚ, należy bowiem po prostu wyjaśnić. Tymczasem obszernie cytowany przez autorkę artykułu wiceprzewodniczący Pomorskiego Związku Pracodawców Ochrony Zdrowia dezawuuje eWUŚ powołując się na krytyczne raporty NIK powstałe jeszcze przed wprowadzeniem systemu, a nawet zdaje się obciążać NFZ odpowiedzialnością
za nieprzyjęcie (gdzieś w Wielkopolsce) pacjenta, którego eWUŚ zweryfikował negatywnie. Panie przewodniczący, w takich przypadkach wina leży po stronie przychodni! Nie zastosowała się ona bowiem do zasad postępowania, o których wspomniałem powyżej.
Reprezentantowi strony związkowej zdaje się dzielnie sekundować autorka artykułu, która dołącza informację, że (…) eWUŚ pozbawia prawa do świadczeń tysiące pacjentów, którym się one w pełni należą. To jest wierutne KŁAMSTWO! eWUŚ nikogo nie pozbawia prawa do świadczeń, nie ma po prostu takiej możliwości! Miałem okazję rozmawiać na ten temat z dziennikarzami, w tym i z redaktor Jolantę Gromadzką – Anzelewicz, podczas konferencji prasowej 7 października. Mój jednoznaczny komentarz w tej sprawie pojawił się również przy artykule „NFZ zamierza mniej płacić przychodniom, a one protestują” z 28/29 września autorstwa… Jolanty
Gromadzkiej-Anzelewicz. Jak długo można, Panie Redaktorze?
Mariusz Szymański
Rzecznik Prasowy Pomorskiego OW NFZ w Gdańsku